Czego w kryzysie uczy psi fryzjer, weterynarz czy dentysta?
Po moim wczorajszym wpisie, pokazującym historię Klienta z branży eventowej, skontaktowało się ze mną parę osób z pytaniami jak mogą działać w dzisiejszej sytuacji.
Podzwoniłem po znajomych i zebrałem dla nich trochę ciekawych pomysłów. Chcę pokazać je również tutaj, żebyście mogli je podpowiedzieć swoim znajomym. Wielu z Was przesłało ten wczorajszy wpis osobom, które toną w czarnych myślach, myślę więc, że i ten dzisiejszy przyda się niejednemu z Waszych znajomych…
Jak poradzić sobie w biznesie, który wymaga fizycznego kontaktu z Klientem?
Tu odpowiedzi dostarczyli mi mój psi fryzjer i zaprzyjaźniony weterynarz. A ponieważ od nich się zaczęło – postanowiłem wrzucić zdjęcie mojego Jazza, jako ilustrację. Jego niezaprzeczalny psi wdzięki jest wart Waszej uwagi 😉
Obie placówki – fryzjerska i weterynaryjna – pracują normalnie, wprowadzili tylko obostrzenia co do liczby osób w poczekalniach. Stwierdzili, że skoro i tak każdy z nas nosi przy sobie komórkę, najlepszą drogą komunikacji będzie wykorzystanie właśnie jej.
Wysłali do Klientów umówionych na zabiegi w najbliższych tygodniach prostą informację SMS’ową w której wrzucili parę zdań. oto one:
- działamy normalnie w godzinach xx -xx w dni powszednie i yy-zz w soboty,
- jeśli masz umówiony zabieg – przyjdź ciut przed planowanym czasem i zapytaj przez uchylone drzwi czy możesz wejść z psiakiem bezpośrednio do pokoju zabiegowego,
- jeśli musisz poczekać, bo poprzedni zabieg jeszcze się nie skończył – poczekaj na zewnątrz. Po zostawieniu zwierzaka na zabieg również opuść poczekalnię, a my zadzwonimy do Ciebie, gdy zabieg się skończy, żebyś mógł odebrać futrzaka.
W ten sposób właściciele zakładów chcą ograniczyć możliwość przenoszenia wirusa przez meble i sprzęty w poczekalniach. Chcą również do minimum ograniczyć kontakt własnych pracowników z Klientami ponad to, co jest absolutnie konieczne.
Dla osób, które przychodzą „z ulicy” stosują tę samą zasadę – wywiesili je na drzwiach i robią co tylko możliwe, żeby pracować normalnie, ale z jak najmniejszym kontaktem międzyludzkim.
A co w biznesie, w którym usługę wykonuje się „na człowieku”?
Tu odpowiedzi dostarczył mój dentysta. W końcu On nie może poprosić, żeby ktoś zostawił „żuchwę do roboty”, a sam spadał poza obręb poczekalni… 😉
Przede wszystkim wyszli z podobnego założenia jak psi fryzjer czy weterynarz i postanowili wykorzystać to, że mają numery komórek i maile do wszystkich swoich pacjentów.
Do całej bazy puścili SMS’a o treści bardzo podobnej do tego powyżej, głównie po to, żeby pokazać Klientom, że pracują normalnie i można nadal korzystać z ich usług.
Ponieważ jednak ich Klienci to często osoby starsze, dużo bardziej narażone na skutki wirusa, dorzucili do SMS’a numer kontaktowy na swoją recepcję i poprosili pacjentów zaniepokojonych wpływem wirusa na osoby w podeszłym wieku o indywidualny kontakt z recepcją.
Dziewczyny na recepcji wyposażyli też w formularz z pytaniami i poradami dla osób starszych. Podczas rozmowy opartej o taki formularz recepcjonistka zadaje pytania o przebyte przez pacjenta choroby układu odpornościowego i oddechowego i jeśli pojawia się którakolwiek z nich – odradzają wizytę i przesuwają pacjenta na osobną listę, którą będą obdzwaniać jak tylko skończy się zagrożenie epidemiologiczne.
Do pacjentów, którzy mają umówione zabiegi na najbliższy czas, recepcjonistka dzwoni nieprzerwanie od wtorku i prosi o nie przychodzenie do poczekalni. Pyta czy pacjent przyjedzie do nich samochodem, bo jeśli tak, to ma poczekać w aucie, a ona zadzwoni jak tylko poprzedzający go pacjent wyjdzie z gabinetu na ulicę.
…
Myślę, że podobne rozwiązania można wprowadzić również w innych branżach, np. w salonach kosmetycznych czy punktach sprzedających ubezpieczenia, żeby nie podcinać i tak słabnącego biznesu.
Myślę, że dziś kluczem jest praca na telefonie, SMS’ach i mailach, żeby wskazać Klientom możliwość korzystania z usług w formie tak bardzo normalnej, jak się da. I tu niestety wyjdzie jedno – to jak dobrze ktoś w legalny sposób zbiera dane swoich Klientów, żeby móc je wykorzystać właśnie w takich nietypowych okolicznościach.
Ci, którzy dane mieli w nosie, bo niósł ich Klient „z ulicy”, mają poważnie przechlapane. Ale to już temat na inny artykuł, nad którym zacząłem już pracę, bo im też warto pomóc.
Trzymajcie się ciepło i puśćcie ten tekst osobom, które prowadzą biznes o zbliżonym charakterze. Puśćcie go też pracownikom lub członkom rodziny takiego przedsiębiorcy, bo w dzisiejszych gorących czasach sam szef może nie mieć czasu na social media.
Może wspólnie uda nam się komuś pomóc przetrwać tę nawałnicę…
Podobne artykuły:
no-show?
Umówiliśmy się porządnie – na mailach, z zaproszeniami do kalendarzy, potwierdzonymi od razu po przesłaniu. Miał być On – head-honcho firmy X, gość z marketingu i dziewczyna, która prowadzi zespół sprzedaży. Dwie – dwie i pół godziny sesji otwierającej projekt sporych zmian w jednym z procesów sprzedaży. Ona przyszła, marketingowiec też. Ale szefa – ni
Na co jeszcze czekasz?
Jesteście już po jeździe testowej – podobało się. Wiecie, że wózek zmieści się do bagażnika, a dzieciaki – na foteliki zamontowane na tylnej kanapie. Nie ma wątpliwości co do koloru tapicerki, wiecie jaki ma być system audio, on wybrał silnik – ona wyposażenie z zakresu bezpieczeństwa. Dzieciaki mają to w nosie, nudzą się jak mopsy
Odwaga w czasach kryzysu.
„Dobry wieczór Panie Radku. Ma Pan chwilę na krótką rozmowę o tej barbarzyńskiej porze?” – słyszę w słuchawce zmęczony głos. Jest dwudziesta z minutami w poniedziałek. Wracam samochodem z warsztatów u Klienta, więc odpowiadam: „Jasne. Możemy rozmawiać. Jeszcze przez 30-40 minut będę w drodze, więc nic nam nie przeszkodzi.” To Klient z branży eventowej, z