no-show?
Umówiliśmy się porządnie – na mailach, z zaproszeniami do kalendarzy, potwierdzonymi od razu po przesłaniu.
Miał być On – head-honcho firmy X, gość z marketingu i dziewczyna, która prowadzi zespół sprzedaży. Dwie – dwie i pół godziny sesji otwierającej projekt sporych zmian w jednym z procesów sprzedaży.
Ona przyszła, marketingowiec też. Ale szefa – ni widu, ni słychu.
Po 20 minutach rozmowy zapoznawczej, ludzie z firmy X zaczęli do owego szefa wydzwaniać i wysyłać SMS-y. Bez odpowiedzi.
W końcu ja wysłałem. Gorzkiego i zaczynającego się od słów „Bądź Pan poważny…
W ciągu minuty dostałem odpowiedź „Panie Radku, przedłużyło mi się spotkanie z bankiem. Dziś nie pogadamy.”
Ja nic na tym nie straciłem, bo z nowymi Klientami zawsze pracuję na zasadach płatności z góry. Poznałem dwie osoby z projektu , zrobiłem na nich jakieś wrażenie swoją dociekliwością i doświadczeniem, wiem że będą w stanie bardzo sprawnie ten projekt realizować.
Szef zapłacił i nie skorzystał, ale przy takiej skali biznesu, moje stawki nie powalają.
Najbardziej żal było mi tej dwójki pracowników. Dla nich ten projekt jest najważniejszym tematem na cały przyszły rok. Od niego zależą ich wyniki, a przez to nie tylko premie, ale również ocena roczna i dalsza przyszłość. Takie spalone spotkanie dobrze nie wróży…
A do tego jeszcze mocno ich zabolało, gdy ich telefony i SMS-y zostały zignorowane, a na mojego – reakcja była natychmiastowa.
Czy i Wam zdarza się zostać potraktowanym w ten sposób przez własnego szefa?
Czy i Was tak czasami traktują Wasi Klienci?
Czy i Wy (uderzcie się w piersi) czasami tak traktujecie swoich pracowników?